31 sierpnia 1943
Mam zaszczyt i zarazem ciężar opowiedzieć historię — opowieść o stracie i pamięci, o dawnym świecie, który został zniszczony — historii zapomnianej, lecz wartej odrodzenia na nowo w naszych wspomnieniach. Przywołam w niej dzień 31 sierpnia 1943 roku, kiedy to z getto w Bochnia w okupowanej Polsce wywieziono około trzech tysięcy polskich Żydów i skierowano ich do Auschwitz‑Birkenau, miejsca okrutnego końca i nieludzkiej selekcji. Wśród tych osób byli rodzeństwo — dziewczynka Mila Braunfeld i chłopiec Baruch Braunfeld — ich życie zostało brutalnie przerwane, lecz ich imiona pozostają dla nas świadectwem.
Cień przed zagładą
W pierwszych latach okupacji niemieckiej Żydzi w Bochni doświadczali stopniowej marginalizacji, poniżenia, pracy przymusowej. Gdy normalność codziennego życia zaczęła się rozpadać, ich dni wypełnione były lękiem — lękiem przed zarazą wojny, lękiem przed nieuchronnością. Ghetto w Bochni było miejscem upokorzenia, głodu i niepewności, ale też — w tych najciemniejszych momentach — miejscem, w którym ludzie starali się zachować odrobinę godności i wspólnoty.
Rodzina Braunfeldów — Mila i Baruch — znalazła się pośród tych tysięcy, którzy zaufali pewnej domniemanej osłonie — ale ochrona okazała się złudzeniem. W ich przypadku niewiele wiadomo o ich dzieciństwie, o ich śmiechu przed wojną, o marzeniach i nadziejach, jakie mogły mieć. Ale wiemy, że ich podróż — jak ta tysięcy innych — miała być ostatnią.
31 sierpnia 1943 — transport i selekcja
Dzień 31 sierpnia 1943 roku zapisał się w najczarniejszych kartach historii: transport około 3 000 polskich Żydów z getta w Bochni przybył do obozu Auschwitz. Po przyjeździe przeprowadzono brutalną selekcję — z około 3 000 deportowanych zarejestrowano tylko 280 mężczyzn i 795 kobiet. Oznaczało to, w prostych słowach: prawie 2 000 osób od razu trafiło do komór gazowych, zamordowane w chwili, gdy przekroczyły próg obozu.
W tym straszliwym procesie znajdowało się rodzeństwo Braunfeldów. On — Baruch, urodzony 24 sierpnia 1933 roku — miał zaledwie dziesięć lat. Ona — Mila — była jego siostrą, obok której przetrwał ostatni moment nadziei, a potem została odebrana. Choć dokumentacja jest skąpa, pamięć mówi jednoznacznie: zostali deportowani razem i skazani razem.
Wyobraźmy sobie tę chwilę: wagon otwierany przez wartownika, wrzask paniki, dzieci przy rodzicach, matki próbujące ukryć strach, a potem widmo wyboru, który decyduje o życiu albo śmierci. Baruch i Mila, z oczami pełnymi niedowierzania, dotykają siebie ramionami — jeszcze dziecko i dziecko — przyciskając się do siebie, w milczeniu, które staje się głośniejsze niż krzyk.
Śmierć w cieniu fabryki zagłady
Po selekcji Baruch i Mila nie zostali dopuszczeni do rejestracji — ich ścieżka prowadziła prosto do piekła. W komorach gazowych obozu Auschwitz nie było litości; nie było nazwisk, tylko numery, które miały zastąpić człowieczeństwo. I tak, rodzeństwo Braunfeldów zostało jednym z niemal dwóch tysięcy ludzi, którzy zginęli tego dnia w miejscu, gdzie ludzkość zawiodła najwyżej.
Wspominając ich los, trzeba pamiętać, że każdy numer, każda karta, każdy transport to nie tylko liczby — to całe życia, całe rodziny, marzenia nieodparte. Dzieci, które chciały biegać po podwórku; matki, które śpiewały kołysanki; ojcowie, którzy budowali domy — wszystko to zostało przerwane w ułamku sekundy. Gdy pisałem w swojej karierze – i jako polski autor, i jako człowiek – o takich dniach, zawsze odczuwałem ciężar odpowiedzialności: przekazać prawdę, by pamięć trwała.
Dlaczego pamięć jest konieczna
Pisząc te słowa, nie chcę jedynie opowiedzieć o zagładzie listą faktów — chcę przywrócić głos tym, którzy już nie mogą mówić. Rodzeństwo Braunfeldów nie miało szansy dorosnąć, założyć rodzin, zobaczyć świat po wojnie. Ale mają coś znacznie mocniejszego: naszą pamięć. I to jest cel: by ich imiona nie zostały pochowane razem z nimi w ziemi bezimiennej.
Dzień 31 sierpnia 1943 roku, transport z Bochni, selekcja w Auschwitz — to fragment historii, który może wydawać się odległy, abstrakcyjny. Ale dziś, ta historia dotyka nas wszystkich: bo upamiętnianie ofiar Holokaustu to obowiązek moralny i kulturowy. Kiedy słyszymy „około 3 000 Żydów”, łatwo zatracić się w statystyce — ale gdy skoncentrujemy się na Baruchu i Mili, widzimy dziecko, siostrę, bratnią duszę, której życie zostało przerwane. Nasza pamięć staje się wtedy bardziej osobista, bardziej żywa.
Dziedzictwo — a nie zapomnienie
Wspominając tamten dzień i tamto miejsce, wzywam do refleksji: ile dziś jest przemilczeń, ile historii nieopowiedzianych? Ile rodzin, które przestały istnieć, a ich miejsca pamięci zatarły się w codzienności? Dlatego tak ważna jest nasza rola — by pisać, mówić, uczyć kolejne pokolenia. Nie tylko dla tych, którzy zostali straceni, ale dla nas samych — byśmy nie pozwolili, by wyparło się ludzkiego w człowieku.
Rodzeństwo Braunfeldów — tak jak tysiące innych — staje się symbolem nie tylko zagłady, ale i niezłomności pamięci. Każde przywołane imię przywraca człowieczeństwo tam, gdzie dominował bestialski system. Patrząc w przyszłość — choć z cienia tamtych wydarzeń — możemy odnaleźć światło w jednym prostym działaniu: w niezgodzie na zapomnienie.
Zakończenie — świadectwo i przysięga
Kończąc tę relację, czuję mieszaninę bólu i nadziei. Bólu, bo historia jest brutalna; nadziei — bo choć nie możemy zmienić przeszłości, możemy zmienić przyszłość poprzez pamięć. Gdy wpatruję się w datę 31 sierpnia 1943, wiem, że nie jest to tylko cyfra — to dzień, który oznaczał koniec nadziei dla Barucha i Mili, ale również początek naszej odpowiedzialności. Że słowa jak „Holokaust”, „obóz”, „deportacja” mogą wydawać się odległe — ale kiedy zamienimy je na imiona, historie, ludzką krzywdę — stają się one naszym wspólnym dziedzictwem.
Pozwólmy więc, aby imiona Baruch i Mila Braunfeld — zapisane dziś w kronikach, tablicach, sercach — były przestrogą i też inspiracją. Niech będzie to przestroga przed obojętnością. I inspiracja, by mimo potworności człowieczeństwa, znaleźć w sobie odwagę, by mówić, by pisać, by pamiętać.
Bo pamięć nie jest tylko obowiązkiem — jest aktem miłości. Dla tych, którzy zginęli. Dla tych, którzy przeżyli. Dla nas, którzy pozostajemy.
Uwaga: Część treści została wygenerowana przy pomocy narzędzi AI (ChatGPT) i edytowana przez autora w celu zapewnienia kreatywności i przydatności do celów ilustracji historycznych.






